Recenzja książki Hippiesi, kudłacze, chwasty. Hipisi w Polsce
w latach 1967–1975
, Bogusław Tracz

Filip Gończyński-Jussis

Porzucenie edukacji lub pracy, przybranie kompletnie odbiegającego od uznanych norm wyglądu i wyruszenie na wakacyjną włóczęgę w rytmie beatu było w środku „pełnego” PRL-u pomysłem dosyć ekstrawaganckim. Jednak na przełomie lat 60. i 70. zdecydowało się na to (i nie tylko na to) nawet kilka tysięcy osób.
Polscy hipisi właśnie doczekali się monografii.


Temat pierwszej generacji tego kontrkulturowego środowiska wziął na warsztat Bogusław Tracz, pracownik katowickiego oddziału IPN. Książka jest zmodyfikowaną wersją jego pracy doktorskiej obronionej w Instytucie Historii UJ. Chociaż niepozbawiona wymienionych niżej mankamentów, w wielowymiarowy i możliwie wyczerpujący sposób opisuje skład, poglądy i codzienność członków subkultury, a do tego przedstawia ich wizerunek prasowy oraz sposoby zwalczania przez służby porządkowe. Decyzją autora poza obrębem wielowątkowej analizy umieszczono kolejne pokolenia hipisującej młodzieży. W rozkładzie treści widoczny pozostał punkt wyjścia badań, które pierwotnie miały ograniczyć się jedynie do naszkicowania przebiegu akcji antyhipisowskich organów bezpieczeństwa.

Nadwiślańscy hipisi z założenia kontestowali wszelkie ramy formalno-instytucjonalne, skupiali się na chwili obecnej, a twórczy zapał ogniskowali raczej w twórczości muzycznej lub sztuce plastycznej i rzeźbiarskiej niż dokumentowaniu swych działań słowem pisanym. Nic więc dziwnego, iż pozostawili niewiele świadectw własnych. Badacz poznaje ich rzeczywistość głównie przez pryzmat wspomnień (oprócz idealizacji młodzieńczych przygód obarczonych też wszelkimi innymi ograniczeniami upływu czasu) i z punktu widzenia na ogół nieprzychylnych im współczesnych obserwatorów. Tracz nie mógł przeskoczyć tej przeszkody, za to błogosławieństwem okazało się dla niego domniemanie organów władzy i bezpieczeństwa, że hipisi stanowią wymagające bacznej obserwacji zagrożenie porządku moralno-ideologicznego. To właśnie materiały MO i SB przeważają wśród źródeł – dostarczają nie tylko informacji na temat postrzegania środowiska przez władze i metod jego „neutralizowania”, ale też zapośredniczonych opisów jego codzienności dostarczanych przez ich współpracowników i zdobytych przy rewizjach, oraz analiz opartych na systematycznej obserwacji. Dużo mniej przydatnych archiwaliów wytworzyły instancje partyjne, trzeba jednak odnotować, iż ich kwerenda była zakrojona o wiele skromniej. Niestety autorowi mimo prób nie udało się pozyskać relacji samych hipisów (z wyjątkiem Ryszarda Terleckiego) – na szczęście ten brak do pewnego stopnia rekompensują wydane przed kilku laty rozmowy Kamila Sipowicza. Ważnym uzupełnieniem wątków pobocznych jest prasa, nie tylko informacyjna, propagandowa i młodzieżowa, ale również specjalistyczne tytuły milicyjne i pedagogiczne.

Tracz szeroko odmalowuje kontekst buntowniczego ruchu. Obszerny rozdział wprowadzający poświęca amerykańskiemu matecznikowi hipisów, następnie szkicuje specyfikę wcześniejszych peerelowskich subkultur oraz przemiany młodzieżowych mód i sposobów spędzania wolnego czasu lat 60. O ile takie zaznajomienie z tłem historycznym polskiego ruchu hipisowskiego może być przydatne dla czytelnika, jego długość budzi zastrzeżenia. Do tego część o dzieciach-kwiatach zza Atlantyku oparta jest prawie wyłącznie na opracowaniach polskojęzycznych lub tłumaczonych na polski. Cenne jest za to parę stron poświęconych występowaniu długowłosej młodzieży w innych krajach bloku wschodniego. Autor nie ma wątpliwości, iż hipisi stanowili tam subkulturę napływową, a jej zaskakująco szybkie pojawienie się i rozrost dowodzi nie tylko atrakcyjności zachodnich wzorców młodzieżowych, ale też dużej przenikalności żelaznej kurtyny w tym okresie. Zdaniem Tracza o nieomal natychmiastowej implementacji zjawiska dzieci-kwiatów w PRL zadecydowały nie stymulująca młodzież wbrew woli publicystów krytyka prasowa, lecz kontakty międzyludzkie.

To nie jedyny spotykany pogląd, jaki autor kwestionuje i odrzuca. Według jego badań błędnym jest mniemanie, jakoby wśród polskich hipisów przeważały osoby wywodzące się z domów inteligenckich. Owszem, takich też było niemało, jednakże więcej miało mieć pochodzenie robotnicze. Rzeczywiste proporcje nie odpowiadały sternikom propagandy (duża część publikacji z lat 60. poświęconych nowemu zjawisku społecznemu wykazuje ślady inspirowania przez bezpiekę), którzy woleli widzieć w wyznawcach pacyfizmu kolejne wcielenie „bananowej młodzieży”, podejmujące godzący w socjalistyczny porządek bunt z nudy, zmanierowania i wyniesionego z domu błędnego kosmopolityzmu. Badacz przychyla się do opinii łączących decyzje kontestatorów o zaangażowaniu się w ruch hipisowski z trudną sytuacją rodzinną dużej ich części (chociaż w takiej diagnozie też słychać echo propagandy). Tracz deprecjonuje też pogląd o quasi-opozycyjnym wymiarze działań hipisów. Co prawda drobna ich część wzięła udział w protestach Marca ’68 i utrzymywała relacje towarzyskie ze środowiskiem komandosów, lecz zasadniczo ogół stronił od polityki i nie posiadał sprecyzowanego programu lub zbioru wspólnych klarownych poglądów. Symptomatyczne, że jedyną polityczną akcją była pikieta ambasady amerykańskiej przeciw wojnie w Wietnamie zakończona złożeniem wpisów do księgi kondolencyjnej Ho Chi Minha.

Jak zwykle bywa w wypadku opracowań opartych w dużej mierze na materiałach organów bezpieczeństwa – źródłach szczególnie specyficznie filtrujących opisywaną rzeczywistość – wypada zastanowić się, czy autor nie uległ zbytnio ich perspektywie i dał radę należycie zdekodować zawartą w nich faktografię. Zazwyczaj trudno wyrobić sobie zdanie bez bezpośredniej znajomości cytowanych dokumentów. Pewne wątpliwości budzi akcentowanie roli grupy nieformalnych przywódców (przede wszystkim Józefa „Proroka” Pyrza) – chociaż cechy charakterologiczne, jak i sama konieczność organizacji zlotów, samoczynnie kreowały liderów, w dywagacjach tych pobrzmiewa bezpieczniackie dopatrywanie się organizacji i struktur tam, gdzie ich nie ma.

Czytając książkę odniosłem przede wszystkim wrażenie, iż autor – niekoniecznie inspirowany ideologiczno-spiskowym oglądem milicji czy racjonalizującą młodzieńczą niedookreśloność mocą wspomnień – traktuje hipisów nieco zbyt poważnie. Analizując poszczególne elementy hipisowskiej codzienności traci częściowo z oczu nie tyle samą okoliczność przeciętnie bardzo młodego wieku członków środowiska, co jej implikacje. Tryb życia i poglądy nastoletnich często kontestatorów bez wątpienia odróżniały ich od rówieśników, lecz mimo tego ciężko uwierzyć, by nad zabawę i wspólne spędzanie czasu przedkładali oni formułowanie dojrzałych programów czy też zajmowanie stanowiska w kwestiach przekraczających horyzont dnia powszedniego. Być może takie niecodzienne nastawienie zdarzało się wśród niektórych, jednak nadreprezentacja w źródłach informacji o wybijających się członkach subkultury nie powinna przesłaniać proporcji między nimi a osobami angażującymi się powierzchownie lub krótkookresowo. W kontekście wieku zabawnie brzmią kilkakrotnie wyrażane uwagi o odstawaniu intelektualnym hipisów od debatujących z nimi przedstawicieli awangardowych artystów i środowisk akademickich czy niskim poziomie powstających w komunach obrazów.

Autor dostrzega zresztą dyskusyjność kryteriów przynależności do subkultury, jednak w unikaniu upraszczających sądów nie jest konsekwentny. Nie każdy posiadacz bujnej fryzury czy korzystający z autostopu miłośnik big-beatu musiał identyfikować się z etosem dzieci-kwiatów, czy jednak do uznania za hipisa konieczne było upodobanie odmiennych stanów świadomości lub odrzucenie takich ram społecznych jak praca lub nauka? Odosobnione przykłady buntowników regularnie studiujących pokazują, że niekoniecznie. Wobec tego w szacowaniu liczebności środowiska siłą rzeczy podstawą są obliczenia milicyjne, które z uwagi na zaangażowanie ideologiczne odznaczają się raczej nadmiarem wykrywanych kontestatorów. Na ich podstawie ciężko określić przepływ członków przez środowisko, ilość hipisów „stałych” i jednosezonowych. Monografia ostatecznie nie rozstrzyga nierozwiązywalnej chyba kwestii granic środowiska, wskazując jedynie, że z biegiem lat rósł odsetek młodzieży „hipisującej”, traktującej swoją przynależność jako tymczasową modę czy snobizm, zaś prekursorzy subkultury stopniowo opuszczali jej szeregi wybierając ustatkowane dojrzałe życie lub zatracając się w heroinowym nałogu.

Zagadnieniu narkotyków poświęcono w książce wiele miejsca. Opisu doczekały się rodzaje „porządnych” opiatów i stosowanych surogatów (głównie tri i ferma, specjalne właściwości oparów z proszku Ixi to jednak legenda miejska) oraz sposoby ich pozyskiwania. Chociaż autor zaprzecza propagandowemu utożsamieniu hipisów z narkomanami, dobitnie stwierdza, iż to właśnie ich dążenie do poszerzenia świadomości, opisywane w ówczesnej prasie z niemal gotowymi instrukcjami użycia niezdrowych substancji, zaowocowało wykreowaniem zgubnej mody i gwałtownym rozpowszechnieniem się problemu wśród ulegającej jej młodzieży. Między bajki można włożyć twierdzenia niektórych weteranów subkultury, że dystrybuowanie środków odurzających było wymierzonym w nich spiskiem bezpieki. Z kolei przekonanie o szczególnej roli „hippiesów” w rewolucji obyczajowej to wedle Tracza element ich czarnej legendy nie mający potwierdzenia w rzeczywistości – zmiany zachodziły niezależnie od nich. Nad tą zdroworozsądkową obserwacją ciąży nieco trudność wniknięcia w życie intymne środowiska – najwyraźniej źródłotwórcze macki MO/SB nie sięgały tak głęboko.

Za mocny punkt opracowania uważam fragmenty dotyczące stosunku władzy do hipizmu. Autor wykazuje, że zinstytucjonalizowana niechęć przerodziła się w dążenie do pełnej pacyfikacji niepokornej grupy niezależnie od rozpowszechnienia narkomanii. Powielano negatywne stereotypy dotyczące „młodzieniaszków z koralami na brudnych szyjach”, mających demoralizować zdrową młodzież i degenerować ją na podobieństwo Charlesa Mansona. Przepływ subkultur między blokami ustrojowymi traktowano jako elementy „dywersji ideologicznej”. Z czasem przystąpiono do regularnego zwalczania ruchu siłami milicyjnymi. Niedostateczna wiedza samych funkcjonariuszy wzmagała uprzedzenia i ułatwiała przyjmowanie za prawdę klisz propagandowych. Niska akceptacja społeczna hipizmu i problemy z uzależnieniami ułatwiały pozyskiwanie TW (autor podaje personalia części z nich, ale przypadki współpracy opisuje rzetelnie i z uwzględnieniem indywidualnego kontekstu). Służby dezorganizowały odbywanie wakacyjnych zlotów i przeprowadzały masowe zatrzymania i rewizje w kolejnych odsłonach akcji „Mak” (ich wytyczne zostały opisane nieco zbyt szczegółowo). Tracz trafnie zalicza część stosowanych metod do represji; trudno przecież nazwać inaczej przypadki pobić czy przyspieszonego poboru do wojska. Oprócz tak brutalnych środków istniał cały zestaw szykan, na czele z przymusową wizytą u fryzjera, uzasadnianą względami sanitarnymi lub odmiennością wyglądu od zdjęcia w dokumencie. Jasnym jest, że w odróżnieniu od subkultur lat 80., w przypadku hipisów nie można mówić o koncesjonowanym oporze czy ukierunkowywaniu młodzieńczego buntu: na opozycyjność, nawet wyłącznie kulturową, nie było żadnego marginesu.

Stronie technicznej pracy nie można oprócz paru literówek chyba nic zarzucić. Solidna twarda oprawa, estetyczna kolorystyka okładki i dobra jakość papieru, uporządkowana bez niedociągnięć bibliografia oraz indeksy osobowy i geograficzny pozwalają oddać się lekturze bez żadnego dyskomfortu. Co więcej, jak na rodzime standardy pracy naukowej, monografia jest ponadprzeciętnie bogato ilustrowana. Prawie pięćdziesiąt zdjęć w większości przedstawiających hipisowskie zloty i kwatery trafiło do książki często za pośrednictwem rekwizycji służb w prywatnych zbiorach ich uczestników i mieszkańców.

Czas spędzony z pracą Tracza oceniam pozytywnie. Monografia nie zaspokaja co prawda w pełni ciekawości świata polskich hipisów, ale wyczerpuje dostępne źródła i weryfikuje kilka obiegowych opinii na jego temat, powstałych przez obecną w kulturze masowej białą legendę, ale też recepcję propagandy i uprzedzenia niechętnej nowinkom obyczajowym większości społeczeństwa. Została napisana w przystępnym stylu, dzięki czemu osoby, które po nią sięgną nie będąc historykami okresu PRL – a takich ze względu na tematykę będzie zapewne niemało – nie powinny czuć się zbytnio przytłoczone naukowością wywodu.